Ads 468x60px

.

Labels

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Szanowny Panie Bukowski!


Domyślam się, że czyta Pan ten list, jak to ma w zwyczaju, wypiwszy wcześniej pół litra whisky i dwanaście piw, i mam takie przypuszczenie graniczące z pewnością, że było Panu mało tego wieczora, postanowił Pan co nieco dokupić, wyszedł Pan z mieszkania i znalazł ten list na wycieraczce, prawda?

Mówiąc szczerze ja również, jak to się tutaj u nas mówi, dzisiaj nie wylewałem za kołnierz, inaczej pewnie nigdy nie zdobyłbym się na odwagę, żeby napisać ten list.
Panie Bukowski! Muszę przyznać nieśmiało, że nie przeczytałem wszystkich dzieł z Pańskiego sporego dorobku, nie mniej jednak przeczytałem ich dostatecznie wiele, żeby wyrobić sobie zdanie na ich temat.
O ile „Kobiety”, bądź „Hollywood” wchłonąłem w jeden wieczór niczym butelkę dobrej wódki, tak „Listonosz” ciążył mi od pierwszego słowa, tak jak Panu z pewnością od pierwszego kroku ciążyła wypchana listami torba, kiedy pracował Pan jako doręczyciel na poczcie. Pańska proza jest taka jak zawsze, czyli szorstka jak druciana szczotka, ale „Listonoszowi” ewidentnie brakuje fabuły. Pański bohater (nie zdradzę tutaj żadnej tajemnicy jeśli napiszę, że to z pewnością Pańskie alter ego) chodzi po Los Angeles, roznosi listy i albo jest wkurwiony, albo wkurwiony jest bardzo. Oczywiście „Kobietom” można postawić podobny zarzut, że albo Pański bohater jest pijany, albo pijany jest bardzo. Ale „Kobiety” mają pewien urok, być może sprawia to ta setka kobiet, która na tych trzystu stronach przewala się przez łóżko głównego bohatera. „Listonosz” nie jest pozbawiony humoru, ach, te naloty dywanowe na pański tyłek, w czasie kiedy spełniał Pan swoje obowiązki małżeńskie, ale męczyłem się z tą powieścią. Jej przeczytanie zajęło mi tyle czasu, ile Panu jej napisanie, czyli trzy tygodnie.

Opowiadania zawarte w tomie „Najpiękniejsza dziewczyna w mieście” są jak gustowny czteropak piwa, ładnie opakowany, smaczny i idealny na jeden wieczór. Zdarzają się Panu oczywiście opowiadanie słabsze, ale nie bądźmy drobiazgowi.
„Czego ten skurwiel chce”, myśli Pan pewnie, a wrogość w stosunku do mnie potęguje zapewne chęć napicia się, a ja tu Pana zatrzymuję, odrywam od butelki i zmuszam Pana do lektury, na którą z pewnością nie ma Pan ochoty, obiecuję się streszczać, Panie Bukowski. Żeby jak najszybciej mógł Pan wrócić do swojej obskurnej klitki, którą nazywa Pan mieszkaniem, słuchać muzyki klasycznej w radiu i pić oraz, co oczywiste, pisać. Podobno przeraża Pana myśl, że może się Panu zdarzyć dzień bez pisania. Prawda to czy kolejna miejska legenda? Trzeba Panu oddać, że wytrwałości i konsekwencji nigdy Panu nie brakowało, tyczy się to i pisania, i chlania. Godne podziwu.


Według Pana literatura musi być żywa, dlatego trzeba pić, pisać i dupczyć. Trudno się nie zgodzić. To cały Pan! W jednym krótkim zdaniu, zawiera Pan rady, nad którymi ludzkość łamała sobie kręgosłupy moralne od wieków.

Wracając do Pańskiej twórczości, dwa słowa: opowiadanie „Antychryst”! To jest jazda bez trzymanki, po bandzie i po pijaku. Jest ono tak odrażające, ohydne, że aż fascynujące. Można w ciemno założyć, że nikt nigdy poza Panem nie napisał opowiadania o facecie, który zgwałcił ośmiolatkę. A że żyjemy w czasach politycznej poprawności, można dodać, że nikt nigdy już nie napisze. A przy „Antychryście” nawet „American Psycho” wygląda jak niewinna opowiastka dla panien z dobrego domu. „Antychryst” mnie połamał, potem wbił w fotel, a na końcu podniósł w górę i wyrzucił przez otwarte okno. Spadałem z dziewiątego piętra, ale warto było, Panie Bukowski!

„Seks to coś, co się robi, kiedy nie można zasnąć”, aleś to Pan wymyślił! Jak Pan coś powiesz czasami, kawalarz z Pana, jaja normalnie. Wygląd masz Pan lumpa, a głowę nie od parady. Szacunek po raz kolejny, a żeby nadać mu jeszcze większe znaczenie, mówimy teraz: szacun, co mi ten kretyński edytor tekstu zmienia na „szacuj”, skaranie boskie, Pańska stara Smith Corona na pewno sobie na takie swobodne działania nie pozwalała.

Twierdzi Pan, Panie Bukowski, że bogowie skutecznie się Panem opiekują, że wrzody Panu niestraszne, mimo że podlewa je Pan alkoholem wszelkiego rodzaju i wielkiej ilości. Mogę Panu zdradzić w tajemnicy, Panie Bukowski, że alkohol Pana nie zabije, przynajmniej nie bezpośrednio, a uśmierci Pana, ostatecznie i na zawsze, trywialna białaczka.

Póki co, jeszcze żyjemy, a zatem napijmy się Panie Bukowski i wzbijmy się pod niebiosa! (To pańskie słowa, więc proszę po raz kolejny na mnie nie bluzgać i nie rzucać we mnie butelką po whisky)

Z wyrazami szacunku, również dla Henry’ego Chinaskiego

K.

6 komentarzy:

  1. Wow, niezły tekst. Gratuluję oryginalnego podejścia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się ten tekst podobał...masz super pióro :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny tekst, bardzo oryginalny i cóż, chyba będę musiała poznać twórczość wspomnianego Bukowskiego:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzeba przyznać, że świetnie się Ciebie czyta ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytanie Dodaje Urody27 stycznia 2014 10:59

    mocno napisane

    OdpowiedzUsuń

 
stat4u
 
Blogger Templates