Ads 468x60px

.

Labels

sobota, 23 sierpnia 2014

Ciemno, prawie noc – Joanna Bator - recenzja


Gdybym był niepokornym dziennikarzem, albo takowym krytykiem, gdybym pracował w jakimś wSieciowym tygodniku, albo w takim, co to zawsze do rzeczy pisze, to na pewno nazwałbym Joannę Bator salonową pisarką, i w tym krótkim epitecie zawierałby się cały stosunek do jej osoby i nade wszystko do jej twórczości. A może nawet poszedłbym o krok dalej i nazwał ją przedstawicielką „ideologii gender”, albo jeszcze dalej i mianowałbym ją naczelnym ideologiem (bo przecież nie ideolożką!). To tak tytułem wstępu, a skoro wyzwiska mamy już za sobą, to możemy przejść do zasadniczej częśći wpisu, czyli recenzji powieści pani Bator „Ciemno, prawie noc”.


Mówiąc szczerze, nie licząc kilkunastu felietonów, które zdarzyło mi się przeczytać, „Ciemno, prawie noc” to mój pierwszy kontakt z twórczością Bator. I tak w ramach kolejnych wyznań, to muszę również przyznać, że przez wiele lat nie potrafiłem jej odróżnić od Grażyny Plebanek. Nie potrafiłem określić, która z nich napisała „Chmurdalię”, a która „Dziewczyny z Portofino”. Nie umiałem również rozpoznać żadnej z nich na zdjęciach. Aż do czasu, kiedy na stronie polityka.pl przeczytałem jej wypowiedź, powtórzoną później w magazynie "Książki", NR 4 (11) grudzień 2013. Wypowiedź cytuję w całości, bo jest, używając języka pani Bator, przecudowna:

środa, 25 czerwca 2014

Ulica marzycieli - Robert McLiam Wilson - cytaty

Zamiast recenzji, bo ulubione książki najtrudniej zrecenzować...

Z kłamstwem jest tak: jeśli ktoś ci nie uwierzy, gardzisz sobą; jeśli ci uwierzy, gardzisz nim.

Chędożenie panienek to wspaniała rozrywka, chędożenie ludzi jest już ociupinę bardziej skomplikowane.

Ludzie mylą się co do czasu. Czas to nie pieniądz. Czas to wyścig.

Lubię kawę - czarną jak beczkowy guiness i mocną jak farba do grzejników.

To taki nowy zwyczaj: dziewczyny biorą sobie mężczyzn na jedną noc.  W dzisiejszych czasach to faceci tygodniami wyczekują na telefon.

Miłość to dość wysokie progi. Może na początek wystarczy zwykła wymiana płynów organicznych.

Weekend otwierał się przede mną niczym jadłospis w podłej knajpie. Nie było w nim nic, co budziłoby mój apetyt.

czwartek, 27 lutego 2014

Wodne anioły - Mons Kallentoft - recenzja


Stare przysłowie mówi, żeby nie chwalić dnia przed zachodem słońca, a książki przed dotarciem do ostatniego zdania i ostatniej kropki. Ja Monsa Kallentofta pochwaliłem, wyraz swego uwielbienia na portalu społecznościowym dałem, a teraz, po skończeniu „Wodnych aniołów”, na recenzję pełną zachwytów i superlatyw ochoty nie mam, w ogóle znowu czuję się oszukany, wpuszczony w skandynawski kanał z kryminałami. Po raz kolejny, dodam.


Nigdy nie rozumiałem fenomenu Stiega Larssona i jego „Millennium", a część jego ogromnego sukcesu zrzucałem zawsze na ten nieszczęsny zawał serca, który pozbawił Larssona nie tylko możliwość korzystania z owoców sukcesu, ale i życia. A przeczytałem tę trylogię dwa razy, żeby wszystko zrozumieć, niczego, broń Boże, nie przegapić, temat pogłębiłem setką artykułów, wszelkich możliwych analiz, nie wspominając o recenzjach, i nawet książkę wieloletniej partnerki Larssona, Evy Gabrielsson, przeczytałem. I nic. Nadal nie rozumiem, i już chyba w tej niewiedzy umrę. Dużo bardziej cenię sobie Trylogię Leifa GW Perssona, a jedyny zarzut jaki mogę jej postawić to zupełnie niepotrzebny drugi tom, który już z racji mniejszej niż dwa pozostałe objętości, wygląda jakby był dopisany przypadkiem, na specjalne życzenie wydawcy, który marzył o nowej trylogii rodem ze Szwecji.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Bez ograniczeń - Chrissie Wellington - recenzja


W triatlonie można się zakochać, od pierwszego wejrzenia i na całe życie, wystarczy obejrzeć kawałek relacji z mistrzostw świata na dystansie Ironman rozgrywanych na Hawajach, żeby wpaść po uszy jak nastolatka w piątej klasie, która obiecuje koledze, że zostanie jego żoną.
Myślałem, że przelecę przez „Bez ograniczeń” niczym Chrissie Wellington przez swój pierwszy maraton, w 3 godziny i 8 minut, kto choć trochę w życiu przebiegł, ten wie jak szybko musiała biec. Tymczasem męczyłem się, jakbym biegł z grupą maratończyków amatorów, która będzie walczyć o zmieszczenie się w limicie czasu. Lektura zajęła mi ponad tydzień, już po 70 stronach umęczony byłem jakbym przy okazji w dwóch Ironmanach wystartował, przypominam: 3,8 km pływania, 180 km na rowerze plus maraton.

sobota, 1 lutego 2014

Cytaty - Ciemność widoma. Esej o depresji - William Styron


Jeszcze bardziej niż z powodu bólu dusza cierpi przytłoczona poczuciem rozpaczliwej beznadziei.

(...) mój mózg, teraz już bez reszty podlegał władzy szalejących bezkarnie hormonów, był nie tyle organem służącym do myślenia, ile instrumentem rejestrującym, minuta po minucie, zmieniający się nieustannie poziom swojego cierpienia.

Do klasycznych symptomów depresji należy utrata wiary w siebie oraz obniżona samoocena - tak więc straciłem niemal zupełnie poczucie własnego ja, a wraz z nim wszelką wiarę we własne siły. Taki stan może szybko przerodzić się w poczucie całkowitej zależności od innych, a to w dziecięcy lęk. Człowieka ogarnia paniczny strach przed utratą rzeczy i ludzi, zwłaszcza bliskich i drogich. Pojawia się gwałtowny lęk przed opuszczeniem i samotnością. Kiedy choćby przez chwilę zdarzało mi się być w domu samemu, natychmiast ogarniało mnie obezwładniające przerażenie i trwoga.

Poczucie straty i opuszczenia we wszelkich jego przejawach jest głównym probierzem depresji - zarówno jej rozwoju, jak i, najprawdopodobniej, źródła.

czwartek, 30 stycznia 2014

Wyścig tajemnic - Tyler Hamilton, Daniel Coyle - recenzja


Muszę się przyznać, że ostatnio przeniosłem trzy książki Lance’a Armstronga z reprezentacyjnego miejsca na półce z ulubionymi lekturami, w nieco bardziej ustronne miejsce. Choć nie miało to wielkiego znaczenia, bo gdybym był chandlerowskim bohaterem to mógłbym powiedzieć o sobie, że nie odwiedzają mnie tłumy. I muszę również przyznać, że nie tylko kibicowałem Lance’owi Armstrongowi, ale byłem jednym z tych, których można nazwać Wyznawcami. Wyznawcami Bossa z Austin, który pokonawszy śmiertelną chorobę, wrócił do zawodowego kolarstwa i siedem razy, jak lubił mawiać, skopał tyłek całemu światu, wygrywając Tour de France.

I pamiętam ten dzień, mniej więcej rok temu, kiedy wstałem rano i zacząłem czytać w internetowych portalach streszczenie wywiadu Armstronga jakiego udzielił Oprah Winfrey. I nadal nie wierzyłem. Dopiero, kiedy na własne oczy zobaczyłem i usłyszałem, jak sześciokrotnie odpowiada „Tak” na pytania Oprah o doping i o to, że wszystkie jego zwycięstwa w najsłynniejszym z Tourów to, rzecz upraszczając, jedna wielka ściema, wtedy uwierzyłem. I skoro już tak mi dobrze idzie w kwestii wyznań, to dodam, że jeszcze w momencie zadawania przez prowadzącą tychże pytań, wierzyłem, że Armstrong zaprzeczy, może nawet udowodni swoją niewinność, a przynajmniej w jakiś sposób okaże się, że to wszystko, co wyczytałem w internecie, co znałem wcześniej z raportu USADA, jest wielkim spiskiem skierowanym przeciwko mojemu idolowi.

sobota, 25 stycznia 2014

Ciemność widoma. Esej o depresji – William Styron - recenzja

William Styron (1925-2006), amerykański pisarz, Laureat Nagrody Pulitzera za Wyznania Nata Turnera w 1968, autor m.in. Wyboru Zofii i Hawany w Camelocie.

Ciemność widoma. Esej o depresji – William Styron - recenzja


poniedziałek, 20 stycznia 2014

Szanowny Panie Bukowski!


Domyślam się, że czyta Pan ten list, jak to ma w zwyczaju, wypiwszy wcześniej pół litra whisky i dwanaście piw, i mam takie przypuszczenie graniczące z pewnością, że było Panu mało tego wieczora, postanowił Pan co nieco dokupić, wyszedł Pan z mieszkania i znalazł ten list na wycieraczce, prawda?

Mówiąc szczerze ja również, jak to się tutaj u nas mówi, dzisiaj nie wylewałem za kołnierz, inaczej pewnie nigdy nie zdobyłbym się na odwagę, żeby napisać ten list.
Panie Bukowski! Muszę przyznać nieśmiało, że nie przeczytałem wszystkich dzieł z Pańskiego sporego dorobku, nie mniej jednak przeczytałem ich dostatecznie wiele, żeby wyrobić sobie zdanie na ich temat.

czwartek, 16 stycznia 2014

Charles Bukowski - cytaty


Życie ludzi nie różni się aż tak bardzo - chociaż jesteśmy skłonni wierzyć w swoją niepowtarzalność.

Dobroć można niekiedy znaleźć w środku piekła.

Nie ma mowy, żebym przestał pisać. To pewna odmiana szaleństwa.

Nie jest źle być głupkiem pod warunkiem, że masz świadomość własnej ignorancji.

Łatwo pisze się tylko o dziwkach, pisanie o wartościowej kobiecie to już nie taka prosta sprawa.

Jestem mocno osadzony w nicości, w swego rodzaju niebycie, i akceptuję to w pełni. Nie czyni to ze mnie osoby zbyt interesującej. Nie chcę być interesujący, to zbyt trudne.

W pewnym sensie, chociaż nie jestem tym zachwycony, wykształcenie bywa przydatne, kiedy patrzysz na menu lub szukasz pracy, zwłaszcza w tym pierwszym wypadku.

Na tym polega kłopot z piciem, pomyślałem, nalewając sobie drinka. Gdy wydarzy się coś złego, pijesz, żeby zapomnieć. Kiedy zdarzy się coś dobrego, pijesz, żeby to uczcić. A jeśli nie wydarzy się nic szczególnego, pijesz po to, żeby coś się działo.

Ludzie zwykle lepiej prezentują się w listach niż w rzeczywistości. Pod tym względem bardzo przypominają poetów.

Doszedłem do następujących konkluzji. Jeśli żywisz do kobiety jakieś uczucia, powściągnij swoją naturalną chęć, by ją natychmiast zerżnąć. Nie obawiaj się, zdążysz. Jeśli jej nie znosisz od samego początku, spróbuj od razu ją wydymać. Jeśli zaś tego nie zrobiłeś, to lepiej jest odczekać, przy sposobności zerżnąć ją przykładnie, a znienawidzić później.

- Masz coś przeciwko czarnym? - Mam coś przeciwko wszystkim.

Zawsze wolałem składać wizyty kobietom, niż przyjmować je u siebie. Pewnie dlatego, że z cudzego domu zawsze mogłem wyjść.

Ludzkości! Nigdy nie byłaś wiele warta - tak mogłaby brzmieć moja dewiza.

Czy ona jest kobietą wyzwoloną? Skąd, jest tylko napalona jak diabli.

Facet potrzebuje wielu kobiet tylko wtedy, kiedy żadna z nich nie jest nic warta.

środa, 15 stycznia 2014

Trafny wybór - JK Rowling

Historii o lataniu na miotle nie lubiłem, nie przepadałem za czytaniem o rzucaniu czarów. Ja nawet w Śródziemiu nie przepadłem, nie porwał mnie ten świat. Jak w dowcipie, że piersi są dla dzieci, a bawią się nimi dorośli, tak nie chciałem. Tomek na Czarnym Lądzie mnie nudził, a Pan Kleks przerażał jak kościelny organista. Potteromani oparłem się skutecznie i o szafę. Zestarzałem się wraz z kolejnymi tomami, z Harrym Potterem i JK Rowling, aż doczekałem jej pierwszej powieści dla dorosłych.

Nienawidzę małych miasteczek. Wpadam tam jak bomba zapalająco-burząca, z książką pod pachą. Przelatuję nad rynkiem, ludzie snują się na nim, jakby do pracy nie chodzili. Lecę, kilka sekund i po miasteczku. Zawracam nim znajdę się we wsi, których nie cierpię jeszcze bardziej. Ląduję na rynku, widać że obcy jestem, wszyscy znają wszystkich, wszyscy o wszystkich wiedzą, za wyjątkiem mnie, ja nie znam nikogo, nikt mnie nie zna. Ale wyróżniam się, idę pewnym krokiem, nie snuję się, siadam na ławce, książkę spod pachy wyciągam. "Trafny wybór" JK Rowling, choć w księgarni wybór coraz trudniejszy, zbyt wielu autorów przypada aktualnie na jednego czytelnika.
I gdybym trafił do takiego fikcyjnego Pagford, jak z powieści Rowling, to uciec chciałbym jak najprędzej. A zostać musiałem na ponad pięćset stron. Okładka nie zachęca, liternictwo powala tylko chwilowo, ilustracja nie przenosi w inny świat, a bohaterów od strony pierwszej jak w książce telefonicznej. Pogubić się łatwo, na szczęście autorka dłoń pomocną wyciąga, no cóż - miliard się zarobiło, wypada ulżyć czytelnikowi, bo mamy tam Sukhvinder, Milesa czy Shirley. Nie to co u niektórych polskich autorów, którzy zachowują się, jakby nie znali wszystkich liter alfabetu: Andrzej, Adam, Anastazy albo Zawadzki, Zarzycki, Zalewski.

Rowling na szczęście powieść zaplanowała precyzyjnie niczym wycieczkę “14 krajów w 72 godziny”, i uciec chciałoby się gdziekolwiek, a “Trafny wybór” nomen omen nie daje żadnego wyboru, za miejsce akcji mając tylko Pagford, w którym wiadomo: rynek, kościół, cmentarz, szkoła. I snująca się po nim ludzka ciżba, nieprzyjemna i brzydka, a jedyny sprawiedliwy członek tej społeczności umarł na dziesiątej stronie, pozostawiając wolne miejsce w radzie miejskiej.

I wielu tego miejsca łaknie, wakat pragnie wypełnić, z ideami wielkimi na ustach, swój malutki wszechświat zmieniać chcą, pozbyć się niezbyt udanego osiedla Fields, zamieszkiwanego przez zasiłkowo-metadonowy lumpenproletariat. Oddać je sąsiedniej gminie, a na ośrodek leczenia uzależnień bombę atomową zrzucić. Żeby ich Pagford piękne i kwitnące, a w nim wiadomo: rynek, kościół, cmentarz, szkoła i domki jak z folderu, ogródki jak “Z tygodnia na działce”, a pod tym całym eleganckim widoczkiem jak z pocztówki, wszystko się lepi od przemocy domowej, rasizmu, brudu, patologii, przywar jak u Krasickiego. W każdy kąt zaglądamy, pod każdy dywan, a “za każdą fortuną, kryje się zbrodnia”.

Banał, chciałoby się rzec, ale banał ładnie opakowany, z maestrią skonstruowany, niemal ideał jak z podręcznika creative writing. Obawiam się, że boom na kreatywne pisanie, które jak wiadomo jest najmniej kreatywne, dopiero u nas nastanie, a “Trafny wybór” to powieść popularna niemalże doskonała, co właściwie w Polsce brzmi jak obelga, bo tutaj można być albo grafomanem albo Miłoszem. Jakby nic pośrodku nie istniało. Dygresja, wybaczcie, ale bez nawiasu, bez których autorka obyć się nie umie, co drażni i powieść upodabnia do zeszytu matematyki z piątej klasy.

“Trafny wybór” to misterna konstrukcja, w której nawet ukradziony zegarek może być jak ta strzelba z Czechowa. Tu trzeba pani Rowling przyklasnąć, honory oddać i na kolana paść. Napięcie rośnie z każdą stroną, duch ostatniego sprawiedliwego pod kilkoma postaciami się objawia, zamęt siejąc, i obnażając na forum internetowym tajemnice mieszkańców Pagford, które jest siedliskiem zepsucia niczym Sodoma. Wszyscy bohaterowie zbrukani, wściekli, źli. Zwrotów akcji specjalnych nie ma, a te które są nie zwalają z nóg i nie walą jak obuchem w łeb. Odrobiny optymizmu w tym wszystkim brakuje, a i zakończenie też go nie przynosi.

W sytuacji szczęśliwej jestem, bo już wiem, że JK Rowling nie zamierza porzucić swoich dorosłych czytelników, i że na szczęście nie zamierza zostać literacką królową małomiasteczkowej Anglii, że do Londynu wróciła z akcją kolejnej powieści, że to kryminał, choć napisany jako Robert Galbraith. Wcisnę go pod pachę i polecę oddać się lekturze.

"Trafny wybór" (The Casual Vacancy) J. K. Rowling, Wydawnictwo Znak, 2012
 
stat4u
 
Blogger Templates